poniedziałek, 27 grudnia 2010

001

‘Jak cudownie znowu poczuć znajomy ciężar w dłoni’ – pomyślałam, trzymając w ręce aparat.
Tak dawno go nie używałam. A teraz stałam z nim na środku pustyni, gdzieś daleko w Afryce
i robiłam zdjęcia ostatnim promieniom zachodzącego słońca:
- Zawsze taka byłaś –usłyszałam zza pleców, to Mike. Stał za mną i przyglądał mi się.
- Jaka? –zapytałam zaciekawiona.
- No nie wiem… Taka rozważna, a jednocześnie romantyczna…
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam, kiedy wspominał o moich ukochanych książkach, szczególnie autorstwa
Jane Austen.
- Sama nie wiem jak to godzę –odpowiedziałam rozbawiona.
- Zawsze wydawałaś się być taka –ciągnął dalej Mike - poukładana a jednocześnie robiłaś wiele głupstw, o które bym cię nie posądzał.
- Tak jak na przykład ten wyjazd z tobą! To nie tylko głupstwo, co szaleństwo!
Nie mogłam dokończyć, bo stłumił mój wywód pocałunkiem. Zawsze wiele mówiłam, a Mike znalazł na to świetny sposób. - Mój Boże –pomyślałam – Co ja tutaj w ogóle robie? Jestem na środku pustyni, z facetem,
który w tym swoim stroju archeologa wygląda jak wyjęty z filmu o Indianie Jonesie, wokół nas nie ma żywego ducha, właściwie jedynym naszym towarzyszem od paru tygodni był wyłącznie piasek.
Noc, jak to w Afryce, zapadła bardzo szybko i przyniosła ochłodzenie. Lecz nie czułam zimna, ani nie bałam się.
Byłam z nim i czułam się bezpieczna. Objął mnie i zaprowadził do wielkiego jeep’a którym tu przyjechaliśmy.
Posadził mnie na fotelu pasażera, pocałował i powiedział:
- Odpocznij trochę. Czeka nas długa podróż. Ja w tym czasie pozbieram sprzęt. –Odwrócił się i odszedł.
Przymknęłam oczy. Nie chciałam zasnąć, bałam się, że uzna mnie za słabeusza. Ale zmęczenie było silniejsze ode mnie. Bezwładnie opadłam na fotel i zaraz zasnęłam głębokim, spokojnym snem, ze świadomością,
że Mike jest tuż obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz