sobota, 29 stycznia 2011

010

Następnego ranka obudził mnie niemiłosierny głód. Chociaż jak się za chwilę okazało, to był tylko pretekst, głównym czynnikiem budzącym okazał się skurcz w lewej łydce. Moja noga przygnieciona była plecakiem, który widocznie w nocy na mnie spadł. Wiedziałam, że losowanie, komu przypadnie nocka w bagażniku było złym pomysłem, bo znałam moje szczęście. Podczas każdego losowania, zawsze wylosowywałam najgorszą opcję. Powoli atakujący mnie zły nastój, rozproszył się po ujrzeniu dreadów wystających spod koca z przodu samochodu. Znów utwierdziłam się w przekonaniu, że podróż w towarzystwie Nesty dostarczy mi jeszcze więcej radości niż dotychczas.
Jako, że resztki naszego prowiantu, zostały rozgromione przez stado mrówek, od wczoraj głodowaliśmy. Postanowiłam, że skoro już wstałam, a nie tylko ja byłam głodna, bo słyszałam burczenie któregoś z dwóch współmieszkających brzuchów, przejdę się do miasta i kupię coś do jedzenia.
Wygramoliłam się z samochodu, zabrałam kosmetyczkę i udałam się do przednich drzwi wozu, z zamiarem przejrzenia się w lusterku i doprowadzenia do ładu. Czesałam właśnie włosy, gdy tuż przy mnie, tyle że z drugiej strony szyby, pojawiła się głowa Nesty, oczywiście z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Myślałam, że to moje włosy co rano, są tymi najbardziej nieusłuchanymi i żyjącymi własnym życiem, lecz wtedy zobaczyłam fryzurę Nesty. Jej dready, wydostały się spod opaski i wysypały się, każdy lecąc w swoją stronę.
Pokazałam zęby w wielkim uśmiechu, kiedy to Nesta próbowała je poskromić, stojąc już przy mnie i patrząc na swoje odbicie w lusterku:
- Ja tak nie wyglądam! –krzyknęła – a ja ze śmiechu nad jej staraniami, poplułam się pastą do zębów.
- No śmiej się śmiej! – powiedziała – ty nie masz lepszej fryzury – i ruszyła w moją stronę – Daj, pomogę ci.
O dziwno, rozczesała ten nieład artystyczny znajdujący się na mojej głowie i stwierdziła, że ładnie by mi było,
gdybym upięła włosy w chustę, do końca nie wiedziałam jak to zrobiła, ale chwilę później miałam już kolorowy zawijas na głowie:
- Do tego jeszcze te kolczyki! –dodała –wyglądasz uroczo!
Nie wiem, czy faktycznie wyglądałam uroczo, ale znośnie to na pewno. Przynajmniej moje włosy odpoczną trochę od tego ostrego słońca. Podzieliłam się z nią moimi planami, stwierdziła, że to świetny pomysł i pójdzie ze mną: - Zrobię dla was śniadanie! –powiedziała uradowana – Co Mike lubi? Zrobię specjalnie dla niego!
Taka niespodzianka! Za mój bębenek! – i razem ruszyłyśmy w stronę miasta.

009

- Wow! Nesta! Brawo! Jesteś genialna! – radowaliśmy się z Mike’em, kiedy Nesta grała nam na swoim nowym bębenku. Siedzieliśmy przed namiotem przy ognisku i słuchaliśmy wspaniałych rytmicznych dźwięków,
patrząc na zachodzące słońce.
- Jest idealnie – szepnął Mike – Chyba nikt na świecie nie jest w stanie wyobrazić sobie tego, jak bardzo jestem teraz szczęśliwy.
- Chyba znam jedną taką osobę –odparłam, całując go delikatnie.
- Uh… To może ja sobie pójdę… - usłyszałam Neste. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestała grać.
- Ojej… przepraszamy – odpowiedział speszony Mike. Nie widziałam jego twarzy, ale na pewno jego policzki pokryte były rumieńcem. Popatrzyłam też na Neste, która była jeszcze bardziej speszona.
Po chwili krępującej ciszy, wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Śmiejąc się, nie mogłam się pozbierać i wstać z ziemi. Wstałam, rozprostowałam się i poczułam mrowienie
w nogach. Cała byłam ścierpnięta. Towarzystwo wciąż zanosiło się śmiechem.
Próbując rozchodzić nogi, sięgnęłam w dół, by poluźnić sznurówki. Dziwne - pomyślałam –sądziłam, że koc,
na którym siedzieliśmy był czerwony… a teraz był czarny… i falował… Myśląc, że to refleksy światła padającego
z ogniska, schyliłam się, by rozwiać wątpliwości. Moim oczom ukazało się morze mrówek!
A mrowienie, które czułam w nogach, bynajmniej nie było skurczem mięśni.
- Mr! Mr! Mr! –nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Mrrrruczysz? Kociaku? – zapytał do łez rozbawiony Mike.
Bezsilna pokazałam rękami na koc –Zobacz! – krzyknęłam i zaczęłam strzepywać mrówki z łydek.
Mike i Nesta spojrzeli pod siebie. Wreszcie zrozumieli. Obydwoje skoczyli jak tyczkarze na olimpiadzie.
Gdy już pozbyłam się okropnych natrętów, zobaczyłam jak radzą sobie z nimi moi towarzysze.
Widok, który ukazał się moim oczom, był więcej niż komiczny i rozbrajający. Z grubsza próbowałam ogarnąc sytuację:
Mike biegał w kółko, krzycząc i machając rękami, którymi jednocześnie ściągał koszulkę i spodnie, by pozbyć się mrówek.
A Nesta… Nesta wciąż trzymając bębenek w rękach, odprawiała dziki taniec, skacząc na jednej nodze,
drugą deptając mrówki, jednocześnie krzycząc by zostawiły jej namiot i dready w spokoju.
Tym razem to ja miałam łzy w oczach, nie mogąc się uspokoić, śmiałam się wniebogłosy z ich nieporadności.
Gdy już udało im się oswobodzić z małych krwiożerczych potworków, oczom naszym ukazał się widok jak po przejściu tornada, co najmniej dwóch tornad. Wszędzie w zasięgu wzroku znajdowały się koce, które miały być naszym nocnym schronieniem. A z kolacji, którą mieliśmy jeszcze zjeść, zostały tylko rozdeptane piaszczyste placki:
- To ja nie chcę wiedzieć, jakby to wyglądało, gdyby napadło na nas stado lwów, skoro po napadzie mróweczek, potrafiliście tak rozgromić cały obóz –powiedziałam, wciąż się śmiejąc i próbując oswobodzić dready Nesty
z ostatnich niedobitków.
- Tak… śmiejesz się z nas, bo nie widzałaś swojej miny –rzucił Mike.
Razem z Nestą popatrzyłyśmy na niego. Stał przed nami w samych bokserkach i jednym bucie.
-Mike! –krzyknęłam –błagam cie, ubierz się! Chcesz żebym umarła z zaśmiania?!
-Nie ma takiego słowa! –oburzył się Mike, ale nawet on sam nie potrafił stłumić śmiechu, który po raz kolejny wszystkich nas ogarnął.



008

Mike ledwo wrzucił następny bieg, gdy głowa Nesty siedzącej na tylnym siedzeniu, pojawiła się między nami:
- No to opowiadajcie! – jej dready opadły na moje siedzenie – Gdzie jedziemy?
- Na razie do najbliższego miasteczka. Musimy nadać listy i znaleźć jakiegoś przewodnika, żeby pomógł nam przeprawić się przez resztę pustyni – powiedział Mike.
- Ależ po co przewodnik? –spytała Nesta –Ja bardzo dobrze znam tą pustynię! Mieszkam tu od dwóch lat!
- Naprawdę? To wspaniale! –ucieszyłam się – Widzisz Mike ile zaoszczędzimy czasu i pieniędzy na przewodniku!
Jak wszystko wspaniale się układa. Doprawdy Nesto spadłaś nam z nieba!
- To wy na mnie wjechaliście. Poza tym, mówiłam wam. To wszystko zaplanował Jah! –odparła Nesta.
- Dobrze moje drogie, za chwilę będziemy w mieście, teraz mnie posłuchajcie –powiedział Mike –to nie jest zbyt przytulna okolica. Zatem musimy przenocować w samochodzie, bo musimy przypilnować sprzętu…
- Racja –odparła Nesta – Ja to w ogóle bym odradzała wjeżdżanie do miasta… Możemy się rozbić na obrzeżu,
na pewno będzie bezpieczniej. Mój namiot możemy rozbić przy samochodzie. Powinniśmy się tam wszyscy pomieścić a i samochód będzie bezpieczny!
- To całkiem niezły pomysł –odparłam –Co o tym myślisz Mike?
- No Nesta! Widze, że z tobą nie zginiemy! To świetny pomysł! Cieszę się, że z nami jesteś –powiedział Mike.
Nesta wybuchnęła śmiechem. Nie wiem, dlaczego aż tak bardzo ją to ucieszyło. Prawie w ogóle jej nie znałam, ale wiedziałam już, że jest najradośniejszym człowiekiem na tej pustyni.
Poznaliśmy ją z uśmiechem na twarzy, uśmiechała się przez całą drogę z wyjątkiem tych momentów,
kiedy się śmiała. Dojechaliśmy do miasta i tak jak wcześniej ustaliliśmy, rozbiliśmy namiot przy wozie.
- Wy się tu urządźcie –powiedział Mike pakując plecak – a ja przejdę się do miasta i załatwię wszystkie sprawy.
- Ten twój Mike, to wspaniały facet –zagadnęła mnie Nesta, gdy zostałyśmy same.
- To prawda –odparłam –a ty? Masz kogoś? – zapytałam prosto z mostu, bo wiedziałam, że mogę sobie na to pozwolić tylko z Nestą.
- Och.. miałam… Ale okazał się skończonym draniem –powiedziała Nesta – przyjechałam tu specjalnie dla niego, a on… strasznie się zmienił… Nie mogłam już dłużej z nim być.
- Przykro mi –to jedyne, co mi przyszło do głowy. Nie wiedziałam jak ją pocieszyć.
- To moja wina. Nie powinnam tak pochopnie podejmować decyzji. Ale uczucia to właśnie część mojej duszy, nad którą w ogóle nie mam kontroli –odparła z rozbrajającą szczerością – Ale cieszę się, że zdobyłam się na to by od niego odejść. Na początku, jak to zwykle bywa, było wspaniale. Kochał mnie, przymilał się….
Ale strać faceta na chwile z oczu, a zostaniesz bez niczego. On był dobrym człowiekiem, ale jego chęć niesienia miłości wszystkim, była za duża. Bo niósł ją przede wszystkim panną z wioski. Zapłodnił chyba całą osadę! – Nesta była doprawy niesamowita, zaczęła się śmiać, opowiadając mi o tym – Ale on to ma we krwi,
nie mogę go za to winić. I pamiętam tylko te chwile, które dały mi radość. Tak trzeba robić. Cieszę się, że zaznałam trochę szczęścia, teraz będę szukała go dalej. Z wami.
- Och… na pewno je znajdziesz – odparłam totalnie rozczulona postawą Nesty.
Jaki to wspaniały człowiek- pomyślałam, gdy przypatrywałam się Neście, która rozkładała koce nad naszym noclegiem. Zanim wrócił Mike, wszystko było gotowe. Nesta dopinała ostatnie chusty, a ja przygotowywałam ognisko, by przyrządzić coś na kolację.
- Wszystko załatwione –usłyszałam głos Mike’a – listy wysłane, a prowiant możemy odebrać jutro rano.
- To wspaniale – ucieszyłam się. Moją uwagę przyciągnął tajemniczy pakunek, który Mike trzymał za plecami:
- A co tam chowasz w tej torbie? To coś dla mnie? – zapytałam.
- Och, wiesz, że cię kocham –odparł Mike –ale tym razem to nie dla ciebie. To dla Nesty –dodał, odwracając się do niej i wyciągając z torby sporej wielkości bębenek.
- Ojej! ojej! – krzyknęła Nesta uradowana – Dziękuje! – płacząc rzuciła się na szyję Mike’owi.
- Mam nadzieję, że jest dobry. Starałem się kupić podobny do tego, który Ci zniszczyliśmy – odparł rozpromieniony Mike, próbując wyrwać się z uścisków Nesty.
- Jest wspaniały! Najwspanialszy! Najpiękniejszy! Och! – cieszyła się, jednocześnie ocierając łzy z policzków
i ponownie nas przytulając.
- Mike –szepnęłam, gdy Nesta uspokoiła się i oddaliła żeby przetestować nowy nabytek – jesteś wspaniały, zobacz ile sprawiłeś jej radości. Co prawda, przy niej nie jest to jakimś specjalnym wyczynem,
ale naprawdę cieszę się, że to zrobiłeś.
- To ona jest wspaniała –odparł Mike – A sprawienie jej przyjemności i patrzenie na jej uśmiech jest wystarczającą nagrodą za trud, jaki włożyłem, szukając tego bębenka.



007

- Może uderzyła się w głowę? – szepnął do mnie Mike, kiedy nasza szalona znajoma przeszukiwała zbiorowisko rupieci.
-Mike –odparłam z powagą –To nie jest śmieszne! Co my mamy z nią zrobić? Ona naprawdę chce z nami jechać.
Przecież ledwo ją znamy!
-Spokojnie. Odwieziemy ją do wioski i się odczepi –próbował mnie uspokoić.
-No dalej! Pomóżcie mi gołąbeczki! –Nesta machała na nas byśmy pomogli załadować jej rzeczy – Szykuje się wspaniała wyprawa, co? Dokąd jedziemy? –zapytała podchodząc i wpatrując się we mnie. Kiedy stała tak spokojnie i nie zajmowała się chaotycznym szukaniem tajemniczych przedmiotów czy rozmową z Jah, pomyślałam sobie, że cóż takiego właściwie mogłaby nam zrobić. Jakby się tak przyjrzeć, to w jej oczach nie było szaleństwa ani chęci mordu. Miała łagodne, pełne ufności spojrzenie, a jej uśmiech, który rzadko schodził z twarzy, był tak szczery, że pomyślałam, dlaczego mielibyśmy jej właściwie nie pomóc.
Załadowaliśmy cały jej dobytek do wozu i ruszyliśmy z nową znajomą w dalszą drogę.
Tym razem za kierownicą siedział Mike.